Ułatwienia dostępu

ul. Chełmska 95, 22-170 Rejowiec Fabryczny

  • Godziny pracy: Codziennie: 9.00-18.00

  • Kontakt e-mail: stowpjp2@gmail.com

Jan Miodek Szanowny Panie Przewodniczący!

Serdecznie dziękuję za przemiłe słowa. Posyłam swój tekst do wykorzystania (koniecznie jednak z uwagą w nawiasie po tytule; może być z dodatkiem, że to tekst wygłoszony w Oleśnie). Oczywiście - nie biorę za to ani grosza! Słowa najlepszej pamięci i wyrazy szacunku dla Pana i Najbliższych JAN MIODEK

( mail z dn.20.09.2011r. do Ryszard Zawadowski )

Uniwersytet Wrocławski

Jan Miodek

Język Jana Pawła II w moim życiu

Wykład wygłoszony na IV Krajowej Konferencji Samorządy RP dla Jana Pawła II w Oleśnie 14.09.2011r.

(przedruk artykułu z tomu Hermeneutyka nauczania Jana Pawła II pod red. Anny Węgrzyniak i ks. Leszka Łysienia, Bielsko-Biała 2006, s. 223-231).

Kardynała Karola Wojtyłę zobaczyłem na żywo pierwszy raz we Wrocławiu w roku 1974 na pogrzebie kardynała Bolesława Kominka. Mogę nawet powiedzieć, że wręcz otarł się o mnie, stojącego w tłumie na chodniku, zmierzając – już wtedy z charakterystycznym przygarbieniem – do kościoła Najświętszej Panny Marii na Piasku, z którego ruszał kondukt. Ale że kazanie w czasie tego obrzędu wygłaszał w katedrze kardynał Stefan Wyszyński, język krakowskiego arcybiskupa metropolity pozostawał dla mnie ciągle nieznany.

Musiały mi wystarczyć opinie znajomych pochodzących z jego diecezji, wspominających zarówno jego czasy księżowskie oraz prowadzone przez niego rekolekcje dla młodzieży szkolnej, studentów czy osób dorosłych, jak i okres posługi biskupiej od roku 1958. Większość zwracała uwagę na znamienną ewolucje Wojtyłowej retoryki – od kaznodziejstwa „profesorskiego”, elitarnego, trudnego, scjentycznego, zanurzonego w filozofii i etyce – do „biskupiego”, skierowanego do szerszego kręgu odbiorców i dlatego przystępniejszego, choć nierezygnującego z zaplecza erudycyjnego.

Dopiero w niedzielę 22 października 1978 roku, inaugurującą pontyfikat Jana Pawła II, usłyszałem po włoskiej części jego kazania pierwsze słowa po polsku – wypowiedziane pięknym, aktorsko ustawionym, barytonowym głosem:

Do was się zwracam, umiłowani pielgrzymi z Polski – z waszym wspaniałym prymasem na czele.

Szczególnie utkwił mi jednak w pamięci następny fragment:

A cóż powiedzieć do was, którzy przybyliście tutaj z mojego Krakowa, od stolicy Świętego Stanisława, którego niegodnym następcą byłem przez lat czternaście? Cóż powiedzieć? – Wszystko, co mógłbym powiedzieć, będzie blade w stosunku do tego, co czuje moje serce i co czują wasze serca. Więc oszczędźmy słów. Niech pozostanie wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą.

Niezwykłe, przejmujące intonacyjnie i uczuciowo było to drugie, urwane, jakby zawieszone cóż powiedzieć.

W następnych latach mogłem się przekonać, że pytanie retoryczne należało do ulubionych środków oratorskich papieża z Polski:

A cóż mam o sobie powiedzieć ja, któremu po trzydziestotrzydniowym pontyfikacie Jana Pawła I wypadło przejąć po nim dziedzictwo? Cóż mam powiedzieć ja, Jan Paweł II, papież Słowianin? (Częstochowa 4 VI 1979).

A cóż powiedzieć o kapłanie, który tę życiodajną śmierć co dzień sprawuje? (Tarnów 10 VI 1987).

Czyż nie takich kapłanów oczekuje od nas, chrześcijan, dzisiejszy świat? (Łódź 13 VI 1987).

Czyż to nie ona tak mówi, ona – Karolina? Czyż to nie ona mówi poprzez słowa Psalmisty? (Tarnów 10 VI 1987).

Czyż nie chodziło o wszystko, co odpowiada godności ludzkiej pracy? (Szczecin 11 VI 1987).

Czyż może być życie na jakimkolwiek miejscu ziemi królestwa człowieka, jeśli się odrzuci te przykazania? (Westerplatte 12 VI 1987).

 

O tym środku retorycznym Karola Wojtyły i o innych użytych w jego wystąpieniach mówiłem wiele razy – aż po uroczysty wieczór żałobny w Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocławskiego w przeddzień jego pogrzebu 8 kwietnia 2005 roku, a spostrzeżenia te utrwalone na piśmie znaleźć można w takich moich

książkach, jak Odpowiednie dać rzeczy słowo, Wrocław 1987, s. 22-27 i Przez lata ze SŁOWEM POLSKIM, Wrocław 1991, s. 32-36.

Pierwsza część niniejszego szkicu jest w zasadzie powtórzeniem przykładów z tamtych tekstów, w drugiej części uzupełnionym obserwacjami z ostatnich lat życia Jana Pawła II.

Wracając do tych pierwszych, powiedzmy i tutaj, że najproduktywniejszym środkiem retorycznym papieża Wojtyły pozostawały do końca życia powtórzenia. Stosował je on z wyraźnym upodobaniem w zakończeniach swoich kazań:

Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi. Amen (Warszawa 2 VI 1979).

Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie! I wojny. Amen (Oświęcim 7 VI 1979).

Proszę was, abyście nigdy nie zwątpili, abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha. Proszę was o to.

Amen (Kraków 10 VI 1979).

Aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Tak. Z Boga. Nie z nas. Z Boga. Amen (Lublin 9 VI 1987).

Rozważcie, co to znaczy! Co to znaczy?! Amen (Gdańsk 12 VI 1987).

Twoja cześć, chwała, nasz wieczny Panie, po wieczne czasy, po wszystkie czasy… Amen (Gdańsk 12 VI 1987).

O maksymalnym natężeniu ekspresji słowa osiągniętej dzięki zastosowaniu powtórzeń można mówić w odniesieniu do bardzo wielu najważniejszych fragmentów wystąpień papieskich:

Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć – bez Chrystusa. A raczej człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć – bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć – bez Chrystusa (Warszawa 2 VI 1979).

Musicie być mocni, Drodzy Bracia i Siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być wierni! Musicie być mocni mocą nadziei! Musicie być mocni mocą miłości! Musicie być mocni mocą tej miłości, która cierpliwa jest, łaskawa jest. Musicie być mocni, Drodzy Bracia i Siostry (Kraków 10 VI 1979).

Czyż Chrystus tego nie chce, żeby Kościół-Matka pochylił się ku tym dźwiękom ludzkiej mowy? Czyż Chrystus tego nie chce, aby ten papież na sposób szczególny ujawnił i potwierdził w naszej epoce obecność tych ludów w Kościele? Czyż Chrystus tego nie chce, ażeby ten papież-Polak właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy? – Tak. Chrystus tego chce (Gniezno 3 VI 1979).

Przyszłość zaczyna się dziś. Dziś jesteśmy tutaj zgromadzeni. Dziś patrzymy w Twoje oczy, o Matko! Powiedz Synowi o naszym trudnym dziś. Powiedz o naszym trudnym dziś Chrystusowi. Przyszłość zaczyna się dziś – zależy od tego, jakie będzie nasze dziś. Spraw, abyśmy w tym naszym trudnym dziś Twojego Syna słuchali (Częstochowa 19 VI 1983).

Uderzającą cechą wypowiedzi papieża Wojtyły była przy tym modalność, czyli niezwykle subiektywny jego stosunek do treści poszczególnych zdań, wyrażana głównie przez czasowniki chcieć, pragnąć, móc, wyjątkowo często się pojawiające:

O jakże bardzo pragnę, Drodzy Rodacy, jakże pragnę tego, ażeby w programie tym wypełniał się z dnia na dzień i z roku na rok Apel Jasnogórski. O jakże bardzo pragnę ja, który życie, wiarę i język zawdzięczam polskiej rodzinie (Częstochowa 4 VI 1979).

Pragnę wspólnie z wami podziękować za tę wieloletnią, opatrznościową służbę Stefana Kardynała Wyszyńskiego (Warszawa 16 VI 1983).

Chcę w to nasze spotkanie włożyć całe serce (Kraków 10 VI 1978).

O szczególnej sile modalności trzeba mówić w odniesieniu do konstrukcji z podwójnym przeczeniem – także z upodobaniem używanych przez Jana Pawła II:

Papież nie mógł nie wydać encykliki o ludzkiej pracy. Nie może nie być głoszona ze szczególną siłą ewangelia pracy i pokoju. Nie mogłem nie mówić o tych wielkich sprawach i nie dać waszemu świadectwu mojego świadectwa (Częstochowa 18 VI 1983).

Nie mogę nie wspomnieć wybitnej chrześcijanki, jaką była Sługa Boża Wanda Malczewska (Łódź 13 VI 1987).

Nie mogę jednak nie zwrócić się dziś w sposób szczególny do drogich nam wszystkim Kaszubów (Gdynia 11 VI 1987).

A skoro już wychwytujemy ulubione słowa papieskie, zwróćmy też uwagę na uderzająco dużą frekwencję form typu szczególny, podstawowy, podkreślających dobitnie ważność wypowiadanych prawd:

Maksymilian Kolbe potwierdził w jakiś szczególnie wymowny sposób dramat ludzkości dwudziestego stulecia. Ta prawda Ewangelii stała się szczególnie przejrzysta. W te tajemnicę wniknął szczególnie głęboko, szczególnie syntetycznie (Niepokalanów 18 VI 1983).

Matka Mesjasza od chwili zwiastowania miała najszczególniejszy udział w tym Królestwie (Częstochowa 19 VI 1983).

Pozostał wielki tą swoją podstawową wielkością (Kraków 22 VI 1983).

Szczególniejsze słowa kieruję do wszystkich, którzy tutaj przybyli (Lublin 9 VI 1987).

Kiedy zaś rozważania papieża kierowały się w stronę ujęć historiozoficznych, pojawiało się z reguły jeszcze jedno ulubione słowo – czasownik wpisać się i jego morfologiczne warianty:

Te słowa chrześcijańskiego władcy wpisują się głęboko w tysiąclecie naszego chrztu (Warszawa 17 VI 1983).

Dar sześciu wieków potężnie wpisał się w tysiąclecie chrześcijaństwa w Polsce (Częstochowa 18 VI 1983).

W słowa Bożego Objawienia wpisana jest ewangelia pracy (Katowice 20 VI 1983).

Zaklęta w nim jest najgłębsza i najrdzenniejsza prawda Ewangelii, wpisana w dzieje naszej Ojczyzny przed sześciuset laty (Kraków 10 VI 1987).

Eucharystia wpisuje się w dzieje człowieka (Warszawa 14 VI 1987).

Z kolei całkowite podporządkowanie się woli Opatrzności Karol Wojtyła wyrażał konstrukcją dane mi jest:

W dniu dzisiejszym dane mi jest rozpocząć pielgrzymkę do Ojczyzny (Rzym 15 VI 1983).

Dane mi jest dzisiaj powitać Panią Jasnogórską (Częstochowa 18 VI 1983).

Dane mi jest dzisiaj sprawować tę zbawczą posługę (Tarnów 10 VI 1987).

Dziś dane mi jest stanąć pośrodku Kościoła, który znajduje się w wielkim mieście Łodzi (Łódź 13 VI 1987).

Językowymi znakami owego podporządkowania były także konstrukcje: za niezbadanym zrządzeniem Bożej Opatrzności (np. Mistrzejowice 22 VI 1983) i z niezbadanych wyroków Bożej Opatrzności (np. Poznań 20 VI 1983), używane zawsze wtedy, gdy papież Wojtyła mówił o objęciu przez siebie stolicy św. Piotra w Rzymie.

Wyznam teraz, że dzięki Janowi Pawłowi II wprowadziłem do swojego języka słowo owszem w jego dawnym, prawie już dziś zapomnianym znaczeniu „ba, mało tego, co więcej” (do czasu jego pontyfikatu używałem go – tak jak zdecydowana większość użytkowników polszczyzny – tylko jako wariantu form tak, tak jest, oczywiście, naturalnie, a jakże, rozumie się). Bo mówił papież z upodobaniem:

I prośmy wszyscy, ażeby był tak samo owocny, owszem – jeszcze bardziej owocny jak pierwszy (Mogiła-Nowa Huta 9 VI 1979).

Są to odwiedziny papieża-Polaka, który ma święte prawo i obowiązek w dalszym ciągu czuć głęboko ze swoim narodem. Owszem – ta właśnie więź jest jakimś istotnym współczynnikiem jego posługi piotrowej (Kraków-Balice 10 VI 1979).

Cały naród polski musi żyć we wzajemnym zaufaniu! Owszem – musi odzyskać to zaufanie w najszerszym kręgu swej społecznej egzystencji (Wrocław 21 VI 1983).

Ojciec Rafał i Brat Albert od wczesnych lat życia rozumieli tę prawdę, że miłość polega na dawaniu duszy, że miłując, trzeba siebie dać, owszem – że trzeba życie swoje oddać, tak jak mówi Chrystus do Apostołów (Kraków 22 VI 1983).

Tę cechę osobniczego języka Karola Wojtyły uchwyciła Anna Turowiczowi, która swe tłumaczenie francuskiego tekstu głośnej książki Andre Frossarda Nie lękajcie się! Rozmowy z Janem Pawłem II (Kraków 1983) nasyciła wypowiedziami z owszem użytym w tym własnie dawnym znaczeniu:

Człowiek uważa, że stał się panem świata widzialnego, owszem – panem wszechświata (s. 109). Moralność chrześcijańska jest wymagająca. Owszem – stawia wymagania, które człowiek nieraz uczciwie musi uznać za przekraczające jego poziom (s. 126).

Ale ta ogólna niesprzeczność, owszem – zgodność, w tym wypadku nie jest jeszcze postawą wystarczającą (s. 140).

W ostatnim przykładzie owszem użyte jest w jeszcze jednym rzadko dziś wykorzystywanym znaczeniu: „przeciwnie, wręcz przeciwnie”. W każdym razie nie jest wykluczone, że językowy autorytet papieża spowoduje wskrzeszenie, wydawałoby się, zamierającej formy.

Ów autorytet może się też przyczynić do jeszcze silniejszego utrwalenia się w codziennej polszczyźnie konstrukcji na przestrzeni, ciągle przez wydawnictwa poprawnościowe uważanej za gorszy wariant wyrażenia w ciągu. To ostatnie było praktycznie nieobecne w wypowiedziach papieskich. Mieliśmy za to:

Kościół w Polsce osadzony jest na przestrzeni wszystkich stuleci mocno i niezachwianie w tej powszechności (Częstochowa 5 VI 1979).

Sprawa, która toczy się w Polsce na przestrzeni ostatnich lat, posiada głęboki sens moralny (Katowice 20 VI 1983).

Na przestrzeni czterech lat, od czasu ostatniego mojego pobytu w Ojczyźnie, Episkopat wzbogacił się o nowe nazwiska (Częstochowa 19 VI 1983).

Pilnie śledziłem na przestrzeni ostatnich lat i miesięcy wypowiedzi Konferencji Episkopatu (tamże).

Pod koniec życia Karola Wojtyły coraz wyrazistsze stawały się małopolskie cechy językowe, oczywiście – przede wszystkim w wypowiedziach o charakterze mniej oficjalnym, na które papież z wyraźnym upodobaniem sobie pozwalał zwykle na koniec tej czy innej uroczystości (dlatego coraz bardziej mi przypominał mojego geografa ze szkoły średniej też pochodzącego z Wadowic).

I tak małopolskie, choć zarazem dopuszczalne przez normę, było u niego tzw. sandhi udźwięczniające (takie jak w Wielkopolsce i na Śląsku), czyli dźwięczna realizacja fonetyczna bezdźwięcznego wygłosu pierwszego wyrazu przed nagłosem wyrazu drugiego rozpoczynającego się samogłoską lub którąś z głosek r, l, m, n, np. „wyrog Opatrzności”, „Ojciedz i Duch Święty”, „głoz ludu”, „brad mój” (wyrok Opatrzności, Ojciec i Duch Święty, głos ludu, brat mój). Towarzyszyły mu, nietrudno się domyślić, postacie typu „robiliźmy”, „”słyszeliźmy”, „widzieliźmy”, „czuliźmy” (robiliśmy, słyszeliśmy, widzieliśmy, czuliśmy).

Gwarowe, typowo małopolskie, ale już niedopuszczone do normy języka literackiego, były – zdarzające mu się – brzmienia „jezdem” oraz „dyrektór”, „profesór” (jestem, dyrektor, profesor) – tak jak za równie charakterystyczne dla regionu, z którego pochodził, należy uznać wychodzące z jego ust żartobliwe zwroty a idźże, idźże (często w wariantywnej wersji a idźze, idźze) czy przyjdą zaś (proszę znów przyjść, przyjdźcie znów). Ten ostatni zawsze bardzo mnie rozczulał, bo przypominał mi nieżyjącego już stryja, który przy każdym pożegnaniu ze mną nieodmiennie się posługiwał tą właśnie formułą.

Przywołuję bardzo często Karola Wojtyłę, gdy mówię słuchaczom o ekspresywnej sile form niezgodnych z normą, świadomie – w nieoficjalnych sytuacjach komunikacyjnych – użytych, a konkretnie o jego rozbrajającym „kartki se pomieszałem” (a nie sobie!) w czasie jednego z wykładów w Seminarium Duchownym we Wrocławiu (o czym mi opowiedział jeden z księży profesorów – słuchaczy tegoż wykładu).

Podpieram się Janem Pawłem II, gdy bronię ekspresywnych użyć form typu strasznie, straszliwie, potwornie (strasznie się cieszę, straszliwie zmarzłem, potwornie się zmęczyłem) – bez przerwy atakowanych przez poszukiwaczy pełnej logiczności w zachowaniach językowych. Cytuję im wtedy papieża:

Ty, niewysłowiony, niezgłębiony Bóg – stałeś się tak straszliwie przystępny; Strasznie mnie kusi, ażeby powiedzieć wszystkim tym siostrom klauzurowym, żeby tak powiedzieć swojsko: sprawujcie się dobrze!; Oni są tu dzisiaj strasznie uprzywilejowani!

Służy mi też papież pomocą, gdy tłumaczę słuchaczom regionalny, spowodowany wpływami języków ruskich, charakter wymiany głoskowej h:ż (opozycyjnej względem alternacji ch:sz), nieuchronnie skazanej na obumarcie wraz z zanikającą wymową h dźwięcznego, tylko ze względu na tradycję obecnej np. w formach Sapieha – Sapieże – sapieżyński. A służy mi pomocą, bo w czasie jednej z wizyt w Polsce – on, wyświęcony na księdza przez kardynała Sapiehę i jakże mocno z nim związany – posłużył się celownikiem Sapiesze, dobitnie owym sz potwierdzając absolutnie regresywny charakter opozycji h:ż.

A czy coś w zachowaniach komunikacyjnych Jana Pawła II podobało mi się mniej albo w ogóle mi się nie podobało? – Powiem szczerze, że zawsze wolałem słuchac jego myśli etyczno-filozoficzno-społęcznych miż dowcipów. Te ostatnie – zwłaszcza „aforyzmy pogodowe” – wydawały mi się czasem wysilone, ale – prawdę powiedziawszy – bardziej od nich denerwował mnie w takich chwilach absolutny, wręcz cielęcy zachwyt na twarzach ludzi otaczających papieża – z hierarchami na czele.

Zupełnie nieudany w moim odczuciu był słynny łupież (niech żyje łupież) – reakcja Karola Wojtyły na skandowane okrzyki niech żyje papież. Powiedziałem publicznie od razu, że nie lubię wszelkiej fizjologii w języku publicznym, więc nie odpowiada mi również ten papieski żart leksykalny.

Wcale się nie śmiałem, owszem – zrobiło mi się raczej smutno, gdy w zbiorze anegdot o Janie Pawle II znalazłem opis takiego oto zdarzenia: do młodego sufragana krakowskiego Karola Wojtyły, przyjmującego gości, wchodzi często w sprawach służbowych ksiądz kurialista i za każdym razem przed biskupem klęka i całuje pierścień; Wojtyła, by ratować się przed tym anachronicznym rytuałem, w końcu sam przyklęknął. A zrobiło mi się smutno bo rozgrywało się to nie we wczesnym średniowieczu, ale mniej więcej pół wieku temu.

Zresztą, nieznoszący zewnętrznych przejawów hierarchii, wszelkiego gestycznego bizantynizmu, który mnie w Kościele katolickim (a i prawosławnym) razi, patrzyłem równie nieprzychylnie na powtarzaną wiele razy w telewizji scenę z jednej z południowoamerykańskich pielgrzymek papieża: oto klęczy przed nim

ksiądz zaangażowany w teologię wyzwolenia, a on z nieukrywana pasją wymachuje nad nim grożącym palcem.

Będę szczery do końca i wyznam, że z kolei za głęboko niesprawiedliwą uznaję do dziś – wyrażoną w liście do Jerzego Turowicza – surową opinię Jana Pawła II o „Tygodniku Powszechnym”, jego zdaniem nie dość mocno kochającym Kościół.

Myślę, że te opinie powinny się znaleźć w szkicu zatytułowanym Język Jana Pawła II w moim życiu. Stanowią wszak one istotną dopełniającą część moich odczuć, w niczym niepodważającą wielkości formatu intelektualnego Jana Pawła II i jego językowo-oratorskiego mistrzostwa, tak wszystkich zniewalającego w najpozytywniejszym znaczeniu tego słowa.

/-/  Jan Miodek

Szybki kontakt

 ul. Chełmska 95, 22-170 Rejowiec Fabryczny

 501628633

 605666654

 stowpjp2@gmail.com

 Codziennie: 9:00 - 18:00

Informacje

Exlibris